na jakieś 14 tysięcy kroków.
(googlemaps)
Dolazłam do parku i zaczęłam tutaj:
Potem poszłam wzdłuż starorzecza od strony rezerwatu, park był za wodą po mojej lewej.
Na starorzeczu krzyżówki, ale tylko samce - czyżby panie wysiadywały?
kilka kurek wodnych, które już w tym roku słyszałam, ale dotąd nie widziałam jeszcze:
Pani łabędziowa na gnieździe (ciiii, mnie tu wcale nie ma....)
Pan łabędź se pływał dookoła
aż w końcu zapragnął chyba nawiedzić małżonkę.
Nakryłam też parkę gągołów. Podobno po angielsku nazywają się goldeneye, jak ten film z Bondem.
Flora wybitnie majowa. Zawilce przekwitły, wynalazłam resztkę dożywających dni swoich zawilców żółtych
pojawiły się rogownice czy gwiazdnice
kwitną tarniny i czeremchy
A rzepak już prawie kwitnie.
Tak dolazłam do drugiego mostku.
Potem poszłam przez pola, koło ZDUNGu.
Cisza. Taka pustka, że się zdziwiłam. Spotkałam tylko jednego skowronka, to ta kropeczka na niebie (kliknij, aby powiększyć :).
Dziś nie skręciłam przy chmielniku, lecz postanowiłam się przedzierać dalej prosto.
Trzeba było przedrzeć się brzegiem oranki do wału wiślanego.
A potem skręciłam koło działek.
Z ciekawostek to znalazłam zamurowaną wierzbę i podejrzewam kowaliki
Na działkach nic ciekawego, tyle, że magnolie.
Skręciłam więc do parku
i wracając do domu namierzyłam jeszcze te leśne pasożyty, no, jak im tam:
Łuskiewnik różowy, o.
:)