poniedziałek, 28 października 2024

na balkonie przy karmniku - październik

 Gdy nadeszły pierwsze zimne noce, sprzątnęłam zasadniczą część kwiatków z balkonu, a powiesiłam ptakom dzwonek prosowy. I nastawiłam fotopułapkę.

Fotopułapka nie robi może jakichś super zdjęć, ale potrafi pokazać, co zalatuje na balkon w październiku. A pierwsze pojawiają się - jak zawsze - wszędobylskie bogatki. I wcale im nie przeszkadza, że od prosa wolałyby slonecznik.





Bogatki latają stadkami i trzymają się w grupach, dlatego najczęściej na balkonie jest ich przynajmniej trzy naraz. Kiedy nie są bardzo głodne, lubią się nawzajem straszyć. Robią to rozpościerając szeroko ogon i skrzydła.



Czasami dochodzi do prawdziwych sikorkowych bitew.
W zimie sikorki koncentrują się bardziej na tym, żeby się najeść, niż na prowadzeniu bitwy, więc częstszy będzie widok trzech bogatek zgodnie dziobiących coś obok siebie.



Sikorki modre w październikowych karmnikach pojawiają się rzadziej i bogatki na ogół odganiają je od jedzenia. W zimie pojawi się ich więcej.



W tym roku gdzieś niedaleko mojego balkonu wykluły się mazurki i zaszczycają mój karmnik liczniej i wcześniej niż kiedykolwiek.






Oczywiście, że bogatki się na nie puszą i stroszą. Przecież ten karmnik od lat należy do nich. 




Kawki jak zwykle odganiają i wróble, i sikorki, i wszystko. 


Tylko że dziobać ten dzwonek jakoś tak niewygodnie...




Sierpówki raczej zalatują parami. I też nie umieją się dobrać do dzwonka.




Dzikie gołębie miejskie próbują dzwonek dziobać.




Ojoj... to chyba nie dla nich ten dzwonek.



Oprócz dzwonka na barierce jest płytki pojemnik z wodą. I to na razie zupełnie wystarczy.

niedziela, 20 października 2024

z parku w pętelkę

 Najpierw do parku.



Na trawnikach gawrony i pawie.




W parku ciągle zgniła zieleń. Niby trochę zgniła i zardzewiała, ale zieleń.




Patrzę z góry na miejsca, w które zamierzam dojść:



Ale żeby tam dojść, muszę zejść ze skarpy. Więc schodzę. Schodami tarasowymi.




Schodami tarasowymi schodzi się w zygzak aż do starorzecza, na dno parku.


Brzegi schodów zarosły drzewami


a i same cegły są nieustannie atakowane przez roślinność, która marzy, aby schody zarosnąć



i przez zwierzęta, dłubiące w schodach niezliczone norki:


Odkąd pamiętam, te schody wyglądają tak samo. Były kilka razy konserwowane co do powierzchni hm chodnika (umocniona i wysypana żwirem), ale układ, jak sądzę, pozostał niezmieniony od czasów Czartoryskich. Najstarsze zdjęcia, jakie znalazłam, pochodzą z lat 1980-tych:

https://fotopolska.eu/

Schodzę na sam dół. 




Nad starorzeczem zaczynam zwykłą pętelkę. Uwielbiam te pętelki.








W krzakach (oprócz wiewiórek) buszują całe stadka sikor i mazurków, ale jest za dużo liści na dobre zdjęcia. Na drutach ostatnie już chyba grzywacze. Zaraz odlecą.


Skręcam w pole.



Przede mną chmielnik i widok na miasto. Bieli się wieża obserwatorium, ta sama, na której ostatnio przesiaduje pustułka.



Obok mnie pole na wpół skoszonej kukurydzy.






Wracam.