trasą pętelkową, tylko w odwrotnym kierunku niż zwykle. Zaczęłam od mostku drugiego
i przekroczywszy go skonstatowałam, że pszenicy już nie ma.
Jabłek jest - trochę. Ale jeszcze niedojrzałe.
i szpak.
Obok drutów myszołów.
Szłam ścierniskiem po rzepaku
Tuż obok chmielnik. Na chmielniku makolągwy. Kilka.
Dużo.
Baaardzo dużo.
Doszłam do drogi przy działkach nad Wisłą. Właśnie jest w trakcie przebudowy.
Znikły wszystkie chaszcze oddzielające drogę od pól, wyrzucili stare wierzby pełne dziupli, teraz drogę od pól oddziela tylko zwał ziemi.
I po raz pierwszy stąd widzę nadwiślańskie wieżowce.
Osiedle Gościńczyk
i moje obserwatorium. To z pustułką.
I dalej wzdłuż drogi wycięte wszystkie krzaki, i pocieszam się, że odrosną.
Tu już zaczyna się szeroka ulica, nie będą chyba przebudowywać. I krzaki w pasie bocznym są. Więc może i dalej kiedyś będą.
Skręcam w pole.
Tu ostatnio łaziłam w pszenicy.
Mostek pierwszy. Nie ma perkozków?
A jakże, są. Na gnieździe?
W każdym razie młode siedzi na karku dorosłego, jak to u perkozów bywa.
W przeświadczeniu, że dziś nic bardziej niezwykłego już nie zobaczę, zaczynam wychodzić z parku. Oglądam się w pewnym momencie na Domek Chiński (kiedyś o nim napiszę) i widzę... nogi.
Było ich kilka, trzy co najmniej. Chyba dzikie, z rezerwatu na Kępie - przylazły tu na niewyschniętą trawę czy jak. Chwila jeszcze - i wszystkie na trzy-cztery uciekły, chociaż nie widziałam, żeby ktoś je spłoszył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę jakoś podpisywać komentarze.