niedziela, 8 czerwca 2025

na mokrych Mokratkach

 Ostatnio świat wygląda jakoś tak:



A zatem korzystając z okienka pogodowego, w którym akurat padało mniej, udałam się w najlogiczniejszym przy tej pogodzie kierunku - na Mokratki. 

Od razu tłumaczę: obecnie jedynie słuszna pisownia tej hm dzielnicy mojego miasta to Mokradki. Jak w tej nazwie.


Tymczasem znawcy lokalnej historii, słusznie czy niesłusznie, upierają się przy pisowni przez t: Mokratki. "D" miało  być podobno hiperpoprawnością fonetyczno-ortograficzną. Jak było naprawdę, nie wiem, alem stara i forma przez "T" jakoś bardziej mi leży.

Jakkolwiek je zapiszemy, Mokratki leżą na południowych przedmieściach Puław i w zasadzie można by dyskutować, czy ja sama na Mokratkach nie mieszkam. Być może kiedyś właśnie tu, gdzie stoi mój blok, Mokratki akurat się zaczynały? Były wtedy oddzielną wsią. I na pewno młyn, o którym pisałam tu :klik: , był nazywany "Młynem na Mokratkach". A to kilkaset metrów od moich drzwi.

Obecnie mówiąc o Mokratkach mamy na myśli ciut odleglejsze ode mnie rejony, gdzieś w okolicach ulicy Mokrej (obie mapy z googlemaps).


Tu zaznaczyłam trasę mojego dzisiejszego spaceru. Mokratki to ten kawałek pomiędzy Pałacem Marynki a ostrym zakrętem z powrotem na północ.


Spacer na Mokratki podyktował mi - oprócz pogody - tegoroczny czelendż z zadaniem: idź do tej części miasta, w której jeszcze nigdy nie byłeś. Wstyd powiedzieć, Mokratki pod nosem, a jakoś nigdy - do dziś - nie udało mi się tam zabłądzić. Na moją obronę - hm, to nie jest ciekawa dzielnica i nie zapuściłabym się tam raczej po zmroku :P.

Tak czy siak, spacer zaczęłam od parkowego dziedzińca.


Podziwiałam grzybienie, niekoniecznie białe, i wielkie pomarańczowe ryby




jak okręty podwodne :). Nad powierzchnią wody - pawie.


W parku - wszechzieleń.
 
W końcu dziś Zielone Świątki... Schodzę nad starorzecze schodami tarasowymi (o schodach tutaj :klik:) , zarośniętymi całkowicie wszelakim zielskiem ze znaczącym udziałem maków.



Na starorzeczu kaczki,


gągoły


kurki wodne


i bodaj moje perkozki, ale nie chciały się lepiej pokazać.


Idę wzdłuż starorzecza, po lewej mam mur skarpy oporowej. 


Na murze - tadam! - wisi budka.


W budce bodaj muchołówka szara.


Nie przeszkadzać, wysiaduje się. 
Nie przeszkadzam, idę. Spotykam moje łabędzie.



I furteczką jak z innego świata wychodzę prosto na Pałac Marynki.



Za pałacowym murem zaczynają się Mokratki w dzisiejszym rozumieniu. Kiedyś wyglądały tak:

(facebook)

Dziś Mokratki to osiedle nowoczesnych domków, a bliżej starorzecza - garaże, składy, magazyny. To właśnie tam bym po ciemku nie poszła.


Ano, Mokratki.



Do niedawna stała tu stara obora - rozebrali ją może rok temu, pamiętam, jak byłam bardzo mała, hodowali w niej jeszcze świnie czy coś. Teraz stoi tylko garaż



Być może kiedyś domek jakiegoś pracownika Instytutu, może doglądającego tych świnek - teraz rudera ewidentnie zamieszkana przez bezdomnych. Jak to mówią: skłot.





Znajduję pierwszą tabliczkę z nazwą ulicy.


I najbardziej chyba rzucający się w oczy budynek - chyba też instytucki?


Na ścianie zatarty szyld. Przedszkole? 


Idę dalej.

Pomiędzy nowymi willami stare domy - może pamiętają Mokratki? 


Po prawej otwiera się droga do starorzecza.


Łaziłam tam, ale zawsze z drugiej strony. Trzeba kiedyś przyjść z tej...


Na razie odkrywam ulicę Mokrą. Domy stare i nowe.


Na ulicznej lampie para sierpówek. O tak, muszę napisać o sierpówkach przy chwili.


Jeszcze jeden stary dom - boleśnie odzywa się tęsknota, żeby chociaż Tam jeszcze kiedyś móc w takim domu zamieszkać. Może na zawsze.




Tu bym zrobiła ogródek...


Na lewo - wejście na cmentarz, Na prawo - ulica Mokra.



Idę ulicą i spotykam kolejny bardzo stary dom.





A na cmentarnym murze rozchodnik i maki



tylko pod nogami ślady rozbitego szkła i porozrzucane butelki boleśnie przypominają: tu nie jest bezpiecznie w nocy.

Gdzieś w podwórku pszczelarz zagląda do uli.


A ja dochodzę już do końca ulicy Mokrej. Tu kończy się cmentarz.



Na horyzoncie pola - do starorzecza, za starorzeczem do Wisły.


Wracam na ulicę. To już Włostowicka, dawniej Włostowice - sąsiadująca z Mokratkami wieś.



Okrężną drogą biegnę na ogród, uciekając przed kolejną falą deszczu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę jakoś podpisywać komentarze.