Po okolicznych ulicach i skwerach, jakieś 2 tysiące kroków.
(googlemaps)
Podziwiałam resztki topniejącego śniegu
i gawrony. Dużo gawronów.
Czerwonym znacznikiem na mapie zaznaczyłam dawny młyn.
Teraz jest to nowoczesny biurowiec, ale pamiętam, jak całkiem niedawno był to prawdziwy, działający młyn z dachem oprószonym mąką. Jakoś leciała przez przewody wentylacyjne. Wyglądał wtedy tak:
(https://basowypan.blogi.pl/)
Podobno ten młyn powstał zaraz po pierwszej wojnie. Oczywiście, że był to młyn motorowy, bo najbliższa woda to dopiero Wisła dobre parę kilometrów dalej. Za mojej pamięci działał na prąd, podobno na początku zasilał go gaz. Z rodzinnych przekazów wynika, że ten młyn nie świadczył usług mielenia zboża dla indywidualnych rolników, bo dziadek zboże do zmielenia woził gdzie indziej, chociaż było dalej. No ale to już była II wojna i okolice.
Za zakrętem droga wiodąca po obrzeżach parku.
Mijam park, jest zdecydowanie za mokro na łażenie między drzewami. Wchodzę na skwer.
Kiedyś centralnym punktem tego skweru był modrzew. Tu na starej pocztówce, chyba z lat 70-tych. Skwer wyglądał kompletnie inaczej.
Tuż przy nim posadzono metasekwoję, widoczną także dwa zdjęcia wyżej. To jest dokładnie miejsce po modrzewiu. Lubiłam ten modrzew. Był jednym z ulubionych miejsc zabaw jeszcze w czasach przedszkolnych. Dookoła pnia stały ławeczki ustawione tak, że siedząc, plecami opierało się o pień.
A teraz metasekwoja (kto w latach siedemdziesiątych słyszał o istnieniu metasekwoi?), fontanna, róże.
Gawrony. Całe stada gawronów. Gawrony nie chodzą, one kroczą, chwiejąc się śmiesznie na boki, zabawnie dostojne, komicznie poważne.
I jeszcze więcej róż.
I anemony
i - na odskocznię od gawronów - gawronioczarny kos
i nieczarna sierpówka.
Śnieg już zupełnie rozmókł, ja rozmokłam prawie zupełnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę jakoś podpisywać komentarze.