jakieś 8 tysięcy kroków - do bulwaru, bulwarem i z powrotem.
Etap pierwszy: do parku i przez park.
Całe stadka mazurków
gile
i wiewióry w naprawdę niespotykanej ilości, w szarej, zimowej szacie. Była ich taka masa, że zastanawiałam się, czy aby przypadkiem nie zaczęły już godów.
Przez park tylko przeszłam. Etap drugi: przy głównej ulicy odszukałam wszystko, co zostało z dawnej bramy mostowej. I oto, co zostało:
(facebook/dawne Puławy)
I to samo miejsce dziś:
Żółta kamienica przetrwała. Brama nie. Zbudowali ją podobno Austriacy jeszcze podczas zaborów w 1916 roku na wjeździe do miasta. Przez jakiś czas w bramie stał urzędnik pobierający opłatę za wjazd. Potem nie było Austriaków ani urzędnika, a brama była. Mieściły się w niej różne instytucje i podobno nawet ktoś tam mieszkał. Niestety, brama nie przeżyła II wojny światowej, padła w 1944 roku. Plany jej odbudowy pojawiły się na początku XXI wieku, powstał jednak problem przejezdności: dzisiejsze TIRy zwyczajnie nie mieściłyby się pod bramą. Więc jej nie ma. Idę dalej. Etap trzeci. Wchodzę w uliczkę obok kapliczki epidemijnej, a potem w port, ale od strony miasta, nie od wieży widokowej.
Podziwiam bazie. Nad wodą migają zimorodki, żaden nie daje się złapać migawką.
Wracam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę jakoś podpisywać komentarze.