Mieliśmy dziś epizod zimowy. Nagle zrobiło się ciemno i w ogóle przestało być cokolwiek widać za oknem.
Wiało, sypało, straszyło.
Świat zdawał się kończyć na odległości wyciągniętej ręki. Dalej już tylko szaro, szaro, szaro.
W karmniku zaroiło się od sikorek.
A potem nagle śnieg przestał padać, wyjrzało słońce, wszystko stopiło się w oczach. Zostały mokre szyby
- pole dla fantazji i szansa na kilka magicznych zdjęć :)
i mokre gałęzie brzóz, w lepszych światełkach niż większość znanych mi choinek
i mokre choinki-sosny.
I kolejna chwila, i to też stopniało, spadło, wyschło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę jakoś podpisywać komentarze.