Wyrwałam się na spacer po pracy z uczuciem, że za chwilę zwariuję, jeśli nie wyspaceruję tego wszystkiego... A więc spacer ul. Zieloną. Mijam willę z końca XIX wieku, podobno z bogatą historią.
Wiem o niej tylko tyle, że kiedyś mieściła się w niej jakaś szkoła, bodaj ekonomiczna (czy może wtedy mówiono: kupiecka?). Nie znalazłam ani jednego starego zdjęcia. Od kiedy pamiętam, budynek przy ul. Zielonej 28 wyglądał właśnie tak:
Tyle, że ta brązowa farba była dużo bardziej oblazła.
Dochodzę do znajomego mostku na starorzeczu.
Łabędzie z trójką prawie już dorośniętej młodzieży.
W tle widać dwie czaple, takie:
Schodzę w wąską ścieżkę na lewo od mostka.
Idę brzegiem starorzecza, zupełnie go nie widząc - cały brzeg zarósł trzciną i pałką wodną.
I wszędzie latają ważki.
Na polach pusto.
We mgle majaczą chmielniki, z których zebrano ostatnio chmiel.
I nie wiadomo czego pilnuje łowiecka ambonka.
Na horyzoncie budynki ZDUNGu.
Idę brzegiem pola, obok rowu i kikutów wierzb. Aż do gniazda szerszeni w jednej z nich.
Iść dalej nie byłoby rozsądnie. Wracam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę jakoś podpisywać komentarze.