Tradycyjną trasą przez park, koło nadwiślańskich działek, przez ZDUNGowskie pola i powrót koło ZDUNGu.
Park ciągle zielony. Może ta zieleń już przyrdzewiała i gdzieniegdzie przebija się żółć, ale generalnie zielony.
i purchawice olbrzymie.
Czemu ludzie muszą wszystko niszczyć? - myślę, patrząc na dwie rozdeptane tuż obok.
Kasztany, te prawdziwe.
Podchodzę, żeby sprawdzić, jak tam moje zaprzyjaźnione trupie paluszki. :) No są. Tyle że ja bym ich w życiu z palcami nie skojarzyła. Najmniej z trupem.
Ot, śliczna fioletowa fasolka :).
Idę do pierwszego mostku, tego od strony działek i pamiętnego gawroniego pola.
Na starorzeczu łabędzie z dwójką młodych. Nie wiem, czy to te, co po drugiej stronie starorzecza i przy drugim mostki jeszcze ostatnio miały trójkę. Tak czy siak, to był kiepski rok na łabędzie.
Idę wzdłuż działek. Po lewej mam krzaki oddzielające drogę od instytuckich pól. Na polach dosycha kukurydza. W krzakach dojrzewa głóg odmian wszelakich i dzika róża.
Świergocze w liściach cała gromada ptasiego drobiazgu obżerającego chyba raczej kukurydzę niż owoce. Ale liście ciągle za gęste, niewiele widać. Jakieś mazurki, sikory, chyba pierwiosnki. Nad głową przelatują mi całe stada szpaków. W końcu kilka zasiada na działkowych drutach.
Droga się zwęża.
Skręcam w lewo, w pole.
Kukurydza skutecznie zasłania wszystko, nawet to, co ją obżera.
Jeszcze parę metrów i po prawej zaczyna się sad. I taaakie jabłka. (I szparagi :P)
Zza kukurydzy raz jeszcze wyłania się mój znajomy zawiślański kościół.
Drugi mam po prawej - to kościół na Włostowicach. O nim kiedyś.
A przede mną drugi mostek.
Dwie czaple na starorzeczu i jakiś jeden łabędź.
Zachmurzyło się, robi się chłodniej.
Wracam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę jakoś podpisywać komentarze.