Najpierw do parku.
Schodami tarasowymi schodzi się w zygzak aż do starorzecza, na dno parku.
Brzegi schodów zarosły drzewami
a i same cegły są nieustannie atakowane przez roślinność, która marzy, aby schody zarosnąć
i przez zwierzęta, dłubiące w schodach niezliczone norki:
Odkąd pamiętam, te schody wyglądają tak samo. Były kilka razy konserwowane co do powierzchni hm chodnika (umocniona i wysypana żwirem), ale układ, jak sądzę, pozostał niezmieniony od czasów Czartoryskich. Najstarsze zdjęcia, jakie znalazłam, pochodzą z lat 1980-tych:
Schodzę na sam dół.
Nad starorzeczem zaczynam zwykłą pętelkę. Uwielbiam te pętelki.
W krzakach (oprócz wiewiórek) buszują całe stadka sikor i mazurków, ale jest za dużo liści na dobre zdjęcia. Na drutach ostatnie już chyba grzywacze. Zaraz odlecą.
Skręcam w pole.
Przede mną chmielnik i widok na miasto. Bieli się wieża obserwatorium, ta sama, na której ostatnio przesiaduje pustułka.
Obok mnie pole na wpół skoszonej kukurydzy.
Wracam.
Bardzo dobra relacja - reportaż. I fajne zdjęcia, ale dla mnie oczywiście hitem jest to z czaplą.
OdpowiedzUsuńa mnie fascynują zmiany kolorów, nieomal w oczach. Tydzień temu jeszcze było zielono.
Usuń