Dzisiejszy czelendż :) brzmiał: znajdź coś, co jeszcze kwitnie.
Spacer do parku i okolic. Jakieś 5 tysięcy kroków.
Potem po parkowym dziedzińcu. Pawiom odrastają ogony.
W parku śnieg, mróz i wicher. Lodowaty. Nic nie kwitnie, niewiele fruwa.
Przecież tak się nie może skończyć... coś _musi_ kwitnąć w tym zmarzniętym świecie. :) I proszsz.
Wychodzę z parku. Mijam od dawna pustą i chyba ostatnią u nas chałupę bieloną wapnem.
Pamiętam takie chatki z dzieciństwa. To niebieskie to wapno gaszone. Kupowało się w sklepie chemicznym wapno, cały worek. W domu z jakimś pojemniku typu wiadro czy miska mieszało się z wodą (wapno gaszone?) i dodawało niebieską farbkę z tego samego chemicznego sklepu. Powstałą mazią malowano domy jak dziś farbami - i w środku, i czasem z zewnątrz. Charakterystyczny niebieski kolor nie do podrobienia, a wapno miało przy okazji właściwości robalobójcze.
Teraz już nikt tak nie maluje...
Powrót do domu ulicą.
O tej ulicy też można dłuuugo, ale to innym razem.
Satysfakcja ze spaceru: 4/6. Za zimno i wszystko, co żyje, się pochowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę jakoś podpisywać komentarze.