nietypową dla mnie trasą, bo po wale wiślanym i okolicach
lipowymi alejamiW każdym razie lipową aleją doszłam do parku, a między lipami klucząc doszłam do mostku pierwszego, przy ulicy 4 Pułku.
Duszno było strasznie i wszędzie latały podejrzane muchy, ale że Stary Wierzbus niedawno runął z hukiem :P i raczej nie był groźny, chociaż nadal, jak sądzę, był żywy
zdecydowałam się iść dalej. Ale najpierw przyczaiłam się w starorzecznych trzcinach
pod, a jakże, lipami
i w końcu zrobiłam przyzwoite zdjęcia perkozka. Co napełniło mnie radością głęboką i optymizmem co do innych zdjęć na przyszłość, ale o tym potem.
Perkozek na mój widok zrobił tak:
Zachowywałam się naprawdę cicho - tak cicho, że śpiący gągoł ledwie oczy otworzył, i to chyba bardziej na perkozkowe chlup niż moje pojawienie się między trzcinami.
Równie dyskretnie z trzcin się wycofawszy, ruszyłam dalej. Przez pole pszenicy
wokół nadwiślańskich działek
Znalazłam kilka dziurawcowych kępek i zrozumiałam, dlaczego w zasadzie to powinnam ścinać je srebrnym sierpem :P. Podania głosiły, że tylko zioła ścinane takowym mają leczniczą moc. I racja. Srebrny nie srebrny, ważny był ten sierp - żeby całej rośliny nie zniszczyć. Jak obetniesz górę, dół odrośnie i jeszcze zakwitnie. Czemu nie zwykłym sierpem? Bo zwykłego nikomu by się nie chciało brać, wszyscy by łamali, darli, rwali, niszczyli. A tak - jest magia, jest ochrona przyrody.
Zatem ścinałam świętojańskie ziele niklowanymi nożyczkami i na to samo wyszło.
fioletowe cieciorki
Cudowny spacer. Wilgę też chciałabym zobaczyć...
OdpowiedzUsuńWidziałam ich dziś kilka, chyba cała rodzinka z młodymi. Ale zrobić wildze zdjęcie to już wyczyn.
Usuń