niedziela, 7 września 2025

superktoś

 I znowu polazłam na spacer koło ZDUNGu.


Dziś nad chmielnikami latały ogromne stada gołębi





które przy bliższym poznaniu okazały się grzywaczami - chyba już zbierającymi się do odlotu.




Towarzyszyły im znacznie mniejsze stada szpaków






oraz parę sierpówek i sójek.


A także jeden młody łoś.

Łoś wyszedł na spacer na rżysko z rezerwatu.





Pobrykał, pobrykał, i wrócił do lasu.


W trawie zaczaił się zając. Wystawił tylko uszy


A w miejsce łosia-superktosia w cieniu rezerwatu zaczaiła się sarenka. Ledwie-ledwie widoczna.


Zupełnie inny kształt zwierzaka. 

Pierwszy raz aż tak długo widziałam łosia na wolności. Zdarzało się, że wyszedł, przeszedł ulicę tuż przed maską samochodu i znikł. Albo na moment zamajaczył w krzakach. Ten dziś wykonał popisowy taniec - no ok, nie przed moim nosem, miałam dobry aparat, no. Ten sam łoś zrobiony telefonem na maksymalnym zumie to zaledwie plamka.



Dlatego wolę aparat. :)

na sarenki

 Wczoraj, zmarnowana po całym dniu ślęczenia nad planem lekcji, wieczorem wyrwałam się pod ZDUNG. 


Akurat zachodziło słońce.


Wielkie i czerwone.


Pod rezerwatem jak cienie pojawiły się


sarenki.






Mrok z każdą chwilą gęstniał, zdjęcia przestały wychodzić. 



Kiedy wróciłam do miasta, noc była już ciemna.



A to Stara octownia, o której pisałam tu: :klik:

piątek, 5 września 2025

dzielę się patentem

 na ukorzenianie pnączy i generalnie roślin o długich pędach. Tak można ukorzenić bluszcz i barwinek, pewnie jeszcze parę innych zielsk. Można próbować. Ja tu ukorzeniłam pstrolistny barwinek, z którego jedną długą łodyżkę zerwałam w lipcu z czyjegoś ogródka pod płotem. :P Nie miała wtedy absolutnie żadnych korzonków. 

Jeśli ktoś próbował ukorzenić taki barwinek albo bluszcz, to teoretycznie da się wstawić roślinkę do wody i czekać, aż puści korzenie. I czasem puszcza, ale nie zawsze. Można też włożyć sadzonkę do ziemi, ale prawie na pewno uschnie. Sposób pośredni wygląda tak:



Co my tu mamy? Ano, słoik wkopany ukośnie w ziemię w skrzynce z pelargoniami i napełniony wodą, ile się da pod kątem.


W słoiku jest ucięty koniec dłuuugiej sadzonki, a wierzchołek jest zakopany płytko w ziemi skrzynki, zupełnie na płasko. Ziemia w skrzynce powinna być stale wilgotna, o co łatwo, bo rosną w niej pelargonie. :)

Po miesiącu z przykrytego ziemią wierzchołka sadzonki wyrastają do góry zielone nowe pędy barwinku. To znaczy, że najprawdopodobniej mamy już korzonki. Można ograniczać powoli ilość wody w słoiku i patrzeć, co się stanie - jeśli mimo suszy w słoiku roślinka nie więdnie, znaczy, że można ją wykopać ze skrzynki i posadzić np. do ogródka i powinna dać sobie radę na własnych korzeniach. Oczywiście, że lepiej to zrobić w nieupalną i raczej mokrą pogodę.