To jest morwa, która rośnie obok mojego bloku na środku śródmiejskiego blokowiska. Morwa jest pozostałością po ogrodach, które rozciągały się wokół stojących tu kiedyś małych domków. Chyba to już ostatnia morwa. Pamiętam, że było ich więcej, między blokami rosły też jabłonie i śliwy, ale już ich nie ma.
W każdym razie morwa przetrwała i co roku w czerwcu oblepia się białymi owockami.
Owocki morwy są jadalne, ale strasznie mdlące, więc większości ludzi średnio smakują. Za to ptaki obżerają morwę namiętnie. Więc stanęłam dziś sobie w oknie z aparatem i...
Zaczęłam od największych. Grzywacze:
Grzywacze obżerają morwę namiętnie i pełnym przekonaniem już od samego początku, kiedy owoce są jeszcze całkiem niedojrzałe, ale gęste. Kiedy owocki rzedną, grzywacze na morwach rzedną także.
Najśmieszniejsze są młode grzywacze, usiłujące zachować równowagę, a mimo to się najeść.
Z dużych i częstych obżeraczy morw były jeszcze kawki.
Kawki znane są z tego, że żrą wszystko, co się do jedzenia nadaje, i połowę tego, co się do jedzenia nie nadaje. Więc morwy też żrą.
Trochę mniejszy kaliber: kosy.
Kosy wolą dojrzałe, słodkie morwy, dlatego pojawiają się na drzewie później niż takie grzywacze.
Zaraz obok kosów podobne do nich znane z owocożerności szare młode szpaczki. Różnią się od szarawych kosów na przykład kształtem dzioba.
No i kaliber najmniejszy, sajz es.
Mazurki, które gdzieś mi się pod oknem wylęgły:
Ten ostatni na pierwszy rzut oka widać, że młodziutki, tegoroczny.
I sikorki modre, też młodziutkie, ciemne.
Całe to towarzystwo przegania się wzajemnie, a w przerwach napycha morwami pierzaste brzuszki do granic pojemności.
Oczywiście te, które udało mi się złapać migawką, nie są jedynymi odwiedzającymi morwę. Więc może pojawić się niebawem kolejny morwowy wpis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę jakoś podpisywać komentarze.