Oto moje ogrodowe herbarium. Mam, jak wszędzie, tak i w herbarzu, totalny bałagan. Wszystko rośnie gdzie chce i jak chce, jedno wrasta w drugie, zasiewa się samo na nie swojej grządce i rośnie tam w najlepsze, o, na przykład oregano.
To jest dzikie oregano, przyniesione z okolicznych łąk. Mam też ogrodowe, zakupione z etykietką, dużo bledsze, tu w towarzystwie kopru:
Oregano ścinam na początku kwitnienia, czyli jakoś teraz, suszę i dodaję do kanapek, sałatek, twarogu, pieczonych mięs i czego nie jeszcze. Oregano jest zielskiem, które spaceruje po ogrodzie według własnej woli. Czasem muszę to ograniczać, czyli po prostu wyrywam niepotrzebne siewki.
Koper też rośnie sobie, gdzie mu się podoba, sam się sieje z roku na rok. Niby mu na wiosnę pomagam i wysypuję na wiatr torebkę koprowych nasion :), ale to tylko z grubsza określa miejsce, w którym będzie rósł. Póki jest zielony, idzie na listki. Teraz będzie do kwaszenia ogórków.
W tle na ostatnim zdjęciu wyżej widać macierzankę.
U mnie macierzanka rośnie wyłącznie ozdobnie, korzystają też na tym pszczoły - moja babcia ścinała macierzankę, suszyła i popijała nasercowe herbatki. No ale to może trochę ryzykowne być, podobnie jak z wieloma nasercowymi zielskami. Nie polecam zatem spożywania macierzanki, niech se kwitnie, pachnie i daje miodek.
Krewnym macierzanki jest tymianek.
Tymianek w bardzo niewielkich ilościach dodaję do kanapek, twarogu, pieczeni i takich tam, czasem na zielono, czasem suszony. Ale nie suszę go dużo. W końcu też działa nasercowo, więc lepiej uważać. Niech se rośnie, kwitnie i pachnie. A, i pszczoły też go lubią.
Tymianek ledwo wygląda spod dwóch krzaków melisy.
Melisę ścięłam chwilę po cpyknięciu zdjęcia i suszę ją na pachnącą, uspokajającą herbatkę.
Podobne działanie, chociaż nieco inny zapach, ma kocimiętka.
W celach konsumpcyjnych hoduję wysoką kocimiętkę, kwitnącą na biało. Mam też ozdobną niebieską niską, ale jej nie ścinam, nie suszę i nie piję. Kocimiętka też sieje się sama i rośnie, gdzie chce. BTW: nie zauważyłam, żeby jakoś działała na koty.
Co mi tam jeszcze zostało, o, lubczyk:
Lubczyk suszę jako przyprawę do zup, podobnie jak liście selera, ale robię to w maju-czerwcu, bo potem łapie go zaraza. Co już widać.
Jest też szałwia. Lekarska. Tu w towarzystwie lawendy.
Lawendę traktuję wyłącznie dekoracyjnie, za to szałwia świetnie sprawdza się jako roślina gojąca wszelkie rany, ranki i zapalenia - zarówno w postaci świeżych wymiętych listków przykładanych na ranę, jak naparów z suszu do obmywania, a nawet namaczania chorych miejsc. Szałwii nie jem, nie lubię jej smaku. Można ją pić jako herbatkę.
Na brzegach grządek rośnie szczypiorek.
Chyba przedstawiać go nie trzeba.
Z jednorocznych sadzę co roku bazylię.
Już jest ścięta, suszy się, będzie przyprawą do wszystkiego.
Na zielono zjadam rukolę.
Rukolę sieję, a potem wyrywam i zjadam za młodu. Przetrzymana raz na drugi rok strasznie mi zaszkodziła. Młoda jest ok.
No i jest jeszcze dziurawiec, który przywędrował do mnie sam z łąki za ogrodowym płotem i oświadczył, że od tej pory on tu mieszka.
Ziółka jednoroczne trzeba po prostu posiać, najlepiej na wiosnę. Niektóre wieloletnie zioła zameldowały się u mnie same, jak dziurawiec. Inne kupowałam w supermarketach jako ziółka doniczkowe i w większości przetrwały po wysadzeniu na grządki, raczej po 15 maja. Co mi przypomina: jednego roku kupiłam doniczkową kolendrę i zebrałam z niej nasiona. Mielę je i dodaję do przyprawy do pierników.
I to chyba tyle w temacie ziołownika. Pozdrawiam,
czarownica. :P Właścicielka sowy. :)
PS. Czarnego kota nie przewiduję.
No a gdzie ten dziurawiec mógłby znaleźć lepsze miejsce do życia? :) Może przyjdą jeszcze jakieś inne zioła, o - na przykład rozmaryn...
OdpowiedzUsuńrozmaryn nie zimuje, mam go na balkonie.
Usuń