W moim ogrodzie stoją cztery poidełka.
Jedno jest raczej ekskluzywną własnością mojego jeża. Jest małe i niewygodne dla ptaków, które czasem (z rzadka) zanurzają w nim jedynie dziób. Drugie raczej pełni rolę poidełka dla owadów - stoi w cieniu, a utopiona w nim szyszka improwizuje owadzie lądowisko i pas startowy.
Dwa prawdziwe, ptasie poidełka (i kąpieliska) stoją sobie na trawniku i frekwentują je głównie kosy. Potrzebują wody zwłaszcza w słoneczne, upalne dnie, jakie ostatnio mamy. Z tym, ze z kosami jak z dziećmi: przed 3 godziny poidełka stoją puste i nikogo nie interesują, ale jak przyleci już pierwszy kos, natychmiast przylatują kolejne ptaki i zaczyna się walka o poidełko. Właśnie o to zajęte, chociaż drugie stoi puste.
Oto w końcu ten pierwszy nadleciał. Młodziak, tegoroczny.
Pokręcił się chwilę po trawniku z miną "w ogóle mnie to poidło nie obchodzi". ponieważ nie zareagowałam, przysiadł na brzegu szerokiej i płytkiej blachy do pieczenia. Poidełka dla ptaków _muszą_ być płytkie. Inaczej będziemy mieli nie poidełka, tylko topidełka.
No, więc mówię, przysiadł na brzegu.
Rozejrzał się
Podrapał :)
Napił
Jeszcze chwilę podumał (baba patrzy, czy ona na pewno nie je kosów?)
i w końcu zdecydował, że niech już tam będzie, wskoczy :).
Kąpał się w najlepsze, kiedy prawa do wanienki zgłosił drugi kos.
Pierwszy wyszedł
popatrzył
i zaczęła się bitwa pod krzakiem porzeczki. O prawa do wanienki.
Po chwili zwycięzca powrócił, przekonany o pełni swoich praw do kąpieliska
Pokonany przeciwnik wycofał się w stronę drugiego poidełka, zrobionego z przykrywki po beczce na deszczówkę. I tam zaczął się kąpać do woli.
I wtedy przyleciał drozd. Zajrzał najpierw do pustej chwilowo blachy
Na trawnik przydreptał duży, stary kos - samiec. Myślałam, że on też się wykąpie, ale on miał ważniejsze sprawy na głowie eee.... w dziobku.
Dla porównania: sójka nie pierząca się wygląda jakoś tak:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę jakoś podpisywać komentarze.