wtorek, 25 czerwca 2024

Wakacje 2024 (1/5)

 Taki czelendż: zrób do końca wakacji sto rzeczy dobrych / przydatnych / kreatywnych.

Wpis będzie mam nadzieję edytowany do końca wakacji. Start. 

1. 21 czerwca, piątek. Zdjęcie ważki:


2 i 3. 22 czerwca, sobota. Przetwory: soki i dżemy z malin i czarnej porzeczki.



4. 23 czerwca, niedziela. Zrobiłam wycieczkę do mojego ogrodu dwom starszym paniom :)


5. 24 czerwca, poniedziałek. Nawiedziłam i posprzątałam groby rodzinne na cmentarzu za Wisłą.


6. Sportretowałam przy cmentarzu młodziutką dzierzbę gąsiorka


7. Zebrałam i suszę zioła


8. 25 czerwca, wtorek. Zajrzałam w oczy smokowi i sójce.



9. 26 czerwca, środa. Oplewiłam ogrody środkowe (czyli kawałek pomiędzy ogrodami górnymi a ogrodami dolnymi)


10. Sportretowałam cytrynka.


11. 27 czerwca, czwartek. Upiekłam ciastka z różą.


12. 28 czerwca, piątek. Dwa zdjęcia motyli.



13. 1 lipca, poniedziałek. Wielkie pranie wszystkiego, co w szafie wisiało.


14. 3 lipca, środa. Nastawiłam ogórki małosolne.


15. 4 lipca, czwartek. Posadziłam amarylisy. Moje amarylisy chodzą spać i wstają o nietypowych porach. Teraz zachciały się obudzić.


16. 7 lipca, niedziela. Nakarmiłam na grillu kilka osób. 


17. 8 lipca, poniedziałek. Spacer wałem wiślanym do Gołębia. Portret polowca szachownicy. 


18. 8 lipca, poniedziałek. Kiszenie ogórków.


19. 9 lipca, wtorek. Upiekłam ciasto z jagodami.


20. 9 lipca, wtorek. Zrobiłam dla mamy ogórki w curry - ona je lubi, ja nie. :P


21. 9 lipca, wtorek. Oplewiłam ogrody dolne :)



sansewieria

 Sansewieria (swoją srogą,  nazwa pochodzi od San Severo, nazwy miejsca, z którego pochodził jakiś ważny dla nazywacza roślinki człek - dosłownie San Severo to święty srogi, względnie północny :) zwana też wężownicą (bo podobno przypominała komuś skórę węża) albo złośliwie językiem teściowej (że długi i ostry jak jej liście) :P mieszka ze mną od kilku ładnych lat. Jest to roślinka niespecjalnie wymagająca, wytrzymująca dużo, a zatem mieszka w takich miejscach, w których kilka kwiatków przed nią mi już, niestety, zdechło.


Sansewierii jest kilka odmian, mogą mieć liście zielone w ciapki bez krawędzi w innym kolorze lub z jasną krawędzią. Moja to bodaj sansewieria gwinejska. Z krawędzią w jasnej żółci. Poza podlewaniem góra raz na tydzień nie wymaga specjalnego cackania się.


Podobno można sansewierię rozmnażać z kawałków liścia i ja to kiedyś wypróbuję (i dam znać). Zamierzam także zweryfikować, czy podczas mnożenia z liści potrafi zaniknąć ozdobna krawędź. Ale to w przyszłości. 

Podobno wężownice czasem kwitną, mojej się jeszcze nie zdarzyło. Jak zakwitnie, dam znać. Na razie rozmnażam ją z sukcesem przez odrosty. Mam już dwoje samodzielnych dzieci od mojej pierwszej wężownicy. 

Każda szanująca się wężownica od czasu do czasu wypuszcza jakiś odrost.


Na początku jest malutki, ale stale rośnie.


Jak już dorasta do wielkości mamy (zwykle jednym liściem), można go oddzielić.


Wyciąga się roślinę z doniczki


odcina odrost (musi, ale to _musi_ mieć kilka własnych korzeni)


i wsadza się roślinki w dwie osobne już doniczki.


Po jakimś czasie odrost wypuści kolejne listki i zacznie produkować własne odrosty. Niekoniecznie trzeba je oddzielać, jeśli nie chce się szybko produkować kolejnych sansewierii, ale wtedy doniczka z czasem się wypełni i może nawet od rosnących odrostów popękać. Można wtedy wyjąć roślinę z doniczki i sobie porozmnażać. Albo posadzić młody odrost, a starą część wyrzucić. 



No i ma się wtedy takie coś jak na rysunku wyżej. :)

poniedziałek, 17 czerwca 2024

dookoła starorzecza - czerwiec

 Krótki, popołudniowy spacer po parku - dookoła starorzecza. Czerwona kropka na mapie to sarkofag, o którym za chwilę.


Spacer właściwy :) zaczął się przy mostku prowadzącym do ZDUNG. Ale dziś nie w tamtą stronę poszłam.



Dziś postanowiłam obejść starorzecze. Były kurki wodne z całą masą kurczaków



Co starsze kurczaki wodne mają już pierwsze białe piórka na zadkach, jak całkiem duże kurki.


Zaprzyjaźniona rodzinka łabędzi już tylko z czwórką piskląt.


Na wodzie cały kożuch rzęsy, porozrzucane tu i ówdzie żółte grążele i jeden różowy grzybień. Być może przywleczony przez jaką dziką kaczkę z ozdobnej części parku.


Na brzegu kwitnie powojnik


i cała masa kieliszników.


Śpiewają młodziutkie drozdy.


Na krzakach dzikiej róży prześliczne galasy, chyba szypszyńca.


Cztery młode krzyżówki z mamą - niewiele mniejsze niż ona.


A w zaroślach na brzegu wylęgnięta skorupka, chyba kaczego jajka.


I tak doszłam do drugiego mostku, prowadzącego na działki.


Druga strona starorzecza jest dokładnie zarośnięta pałką wodną i trzciną. Pałka aktualnie kwitnie. Kwiat ma dwie części: dolną - żeńską i górną - męską. Męska część zamiera i odpada po wykonaniu swoich męskich funkcji, a z żeńskiego kwiatu rozwijają się potem nasiona.


Dochodzę do sarkofagu.


Sarkofag w tym przypadku nie jest ozdobnym nagrobkiem, bo w parku, oczywiście, żaden nieboszczyk nie jest pochowany :) - jest to tylko rodzaj pomnika upamiętniającego Augusta Czartoryskiego i jego żonę, Zofię z Sieniawskich, czyli rodziców Adama Czartoryskiego, tego, który był właścicielem parku. 


Oryginalny sarkofag wykonano z białego marmuru w 1797 r. we Włoszech. Wzorowano go na sarkofagu Scypiona - jednego ze starożytnych konsulów rzymskich z III w p.n.e.


Obecnie sarkofag jest odnowiony i ogrodzony metalowym płotkiem, i podejść do niego się nie da, chyba że ktoś jest ślimakiem. Dla ciekawych: górna płyta sarkofagu jest zupełnie gładka, ale zobaczy to raczej obiektyw podniesionego w górę aparatu, nie ludzkie oko - chyba że ktoś zawodowo gra w koszykówkę. :P 


Po upadku powstania listopadowego sarkofag z parku zniknął, prawdopodobnie został gdzieś wywieziony. Powrócił po II wojnie. Najstarsze zdjęcia, jakie mam, pochodzą z lat 1970tych - i taki sarkofag pamiętam. Nieogrodzony, niby przypadkowo rzucony na jedno ze wzgórz tzw. "dzikiej promenady", czyli plątaniny alejek w dzikiej części parku. 

(stara pocztówka, zbiory własne)

Nie założyłabym się, czy sarkofag, który pamiętam z lat 70-80tych nie był czasem ze zwykłego piaskowca... przynajmniej częściowo...

https://fotopolska.eu/


... a i dziś, jeśli przyjrzeć się uważniej, można mieć hm zastrzeżenia co do hm autentyczności tego hm marmuru....


W każdym razie w źródłach stoi, że sarkofag z marmuru jest. 


Skręcam w stronę górnego, ogrodowego parku. Niektóre lipy przekwitły, inne kwitną


a lipy srebrzyste dopiero mają pąki.


Kwitnie też tulipanowiec


a na nim zasiada muchołówka szara. 




I w końcu wchodzę na pałacowy dziedziniec.


W podstawówce na jakimś dyktandzie był taki wierszyk:
Pif-paf!!! Zginął paw!!!
Padł wśród traw - co za traf!
:)))

Niemniej jednak zapewniam, że ten paw jest absolutnie żywy.


A to - jak orzekła jakaś para zwiedzających - wersja ślubna pawia. :)


Gołębie znowu tokują


a młode kawki krzykiem dopominają się, żeby mama je nakarmiła.





I mama karmi. 

A ja do domu wracam. :)