spacer przez park aż do Wisły, jakieś 10 tysięcy kroków, licząc tam i z powrotem:
Zaczęło się od parku. Na dziedzińcu cała kolekcja pawi:
W parku bardziej jesiennie niż zimowo, ale zimno. I wszędzie pełno gilów - całe stada.
Nic tylko gile i wiewiórki :)
Idę dalej, wychodzę z parku, przecinam ujście starorzecza do głównego nurtu Wisły. Taplają się krzyżówki, nie wiem, kąpią się czy straszą konkurentów.
Idę wzdłuż ulicy.
Po prawej mam ogródki działkowe, po lewej - tereny pól doświadczalnych ZDUNGu. Budynki ZDUNG zostały daleko na lewo.
Spotykam szczygły
dzwońce
sikory
kosy
sójki
dzięcioły
kowaliki
oczywiście, gile
i wiewióry
i całe ogromne stada czeczotek.
Oczywiście, że widywałam je wcześniej - parę lat temu dość liczne stadko przysiadło na drzewie przed moim oknem, zalatywały też do miasta pojedyncze sztuki razem z gilami i jemiołuszkami - ale pierwszy raz udało mi się zrobić im zdjęcie. :)
Czeczotki do nas zalatują tylko na zimę, trochę jak jemiołuszki, i to nie co roku. Takich stad chyba nigdy dotąd u nas nie widziałam.
Droga się zwęża
i dochodzę do wiślanego wału.
Przed wałem stoi krzyż upamiętniający żołnierzy 4 pułku piechoty poległych podczas walk o Wisłę w 1944 r. Front zatrzymał się wtedy na Wiśle, a w Warszawie wybuchło (i zgasło) Powstanie... Dopiero potem front ruszył dalej. Ale oni już tego nie widzieli.
Wracam.