świat spowiła gęsta mgła.
Na czubku modrzewia przysiadł grubodziób. Jak cień grubodzioba. Z cieniem grubaśnego dziobiska, oczywiście.
Cień grubodzioba zaskrzeczał
słońce wzeszło
świat, a przy okazji i cień grubodzioba, zaczął nabierać barw.
Mgła skondensowała się w kryształki lodu.
I już wiem, kiedy wynaleziono kryształowe żyrandole.
A słońce przeświecało sobie przez lód, tworząc nieziemskie scenerie.
Jak wizualizacja łabędziego śpiewu: błyśnie, zachwyci - i już go nie ma. Piękno zabite tym samym - zbyt gorącym - płomieniem, który przed chwilą je stworzył.
Koronkowa robota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę jakoś podpisywać komentarze.