sobota, 4 stycznia 2025

w porcie po Nowym Roku

 Akurat spadł u nas leciutki śnieżek


i port wydawał się całkowicie pusty, zimy i śliski. Pod nogami śliski, znaczy. Na drzewach wypatrzyłam wielkie stado kwiczołów.


Wszystko było tak totalnie szarobure, że czerwone gałęzie derenia stanowiły miłą odmianę


na równi z jagodami kolcowoja, znanymi pod nazwą handlową goji czy coś.





Między nieczerwonymi patykami :) miga mi biała czapla, ale zaraz ucieka.


W tych samych nieczerwonych patykach siedzi zimorodek. Gdyby ktoś nie wierzył, że jaskrawe piórka zimorodka mogą być barwami ochronno-kamuflującymi, to proszę:



Ale i zimorodek ucieka. Zostają kaczki. Te najzwyklejsze - krzyżówki. 


Trochę się dziwię, bo zamiast jeść sobie spokojnie z kuprem wystawionym nad wodę, kaczorki nurkowały



a potem wypływały z czymś nieokreślonym w dziobie, bardzo zadowolone.




W międzyczasie wyszło słońce





i świat zaczął odzyskiwać kolory. Zimorodek przysiadł dla odmiany na odsłoniętej gałęzi:







Był taki śliczny, że palec mi sam po migawce skakał. 

Dopiero kiedy odleciał, poczułam, jak mi zimno. I zawinęłam się do domu. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę jakoś podpisywać komentarze.